Czego potrzebują nasze dzieci? 

Czy jako matka trojga prawie dorosłych dzieci mam prawo to wiedzieć? Jechaliśmy do Niemiec, żeby naszym dzieciom było lepiej. Powtarzaliśmy to prawie wszyscy zgodnym chórem. Chcieliśmy dać im lepsze wykształcenie, zapisać do szkoły muzycznej, na balet, na tenis. Chcieliśmy móc pojechać z nimi na wakacje za granicę, kupić dobre rzeczy, komputer.

Nie mieliśmy ochoty na bezsenne noce, bo nie starczy na węgiel albo na rachunek za prąd. Im młodsze były wtedy, tym szybciej adoptowały się w nowym kraju, wśród nowych kolegów, w przedszkolu.

Nie mogliśmy się nadziwić, jak szybko nauczyły się niemieckiego. Rozumiały filmy w telewizji szybciej od nas, chodziły z nami do urzędów, bo były już po kilku miesiącach doskonałymi tłumaczami. Chcieliśmy, żeby jak najszybciej przestały się odróżniać od tłumu rówieśników.

Jakoś tak niepostrzeżenie zapominały napisać do babci, nie rozumiały po polsku, nie lubiły pytania „Skąd jesteś?” Wtapiały się w tłum dobrze ubranych, dobrze odżywionych dzieci w kraju dobrobytu.

Pracowaliśmy dla nich, często przede wszystkim dla nich. Jeśli się poświęcaliśmy, to był to błąd. Myślę, że dzieci nie lubią poświęcania się i ofiar dla nich. Nie znoszą zdania „ ja robię dla ciebie tyle, a ty…?”

Jeżeli zapomnieliśmy w naszej codziennej szamotaninie i zarabianiu pieniędzy o sobie samych, nie inwestowaliśmy w siebie, to był to następny błąd. Rodziców zadowolonych z siebie potrzebują nasze dzieci, tak myślę. Jeżeli zupełnie nie nadążamy za nowoczesną techniką, to także nie jest dobrze. Mamy tę szansę, żeby nasze dzieci dały nam korypetycje w posługiwaniu się komputerem albo telefonem komórkowym. Jeśli kiedyś mieliśmy dla nich czas, żeby poczytać im książeczkę do snu, albo pójść razem na ryby, czy opowiadać dawne historie o prababci , będą chciały teraz z nami pogadać. Bo dzieci potrzebują, żeby im dać nasz czas. Nawet za cenę nowych firmowych spodni.

Po wielu latach uporczywej adaptacji i starań o to, by się wtopić w tłum, przyszedł nowy czas – czas wyróżniania się w tym tłumie.

Inteligentne, zdolne dzieci zdobywają dobre świadectwa szkolne, dyplomy, nagrody, medale. Uczą się języków obcych. Z czasem stał się język ich rodziców jednym z nich. Wtedy uczą się go po raz drugi. Coraz więcej dzieci chce się go uczyć.

Bo tego, żeby umieć napisać po polsku list do babci, potrzebują one także. Nie mamy już czasu, żeby udawać głuchoniemych, po to aby rozmówca nie rozpoznał naszego obcego akcentu. Czas może nas wyprzedzić, jeśli będziemy uporczywie negowali naszą polskość. Myślę, że tego nasze dzieci już od dawna nie potrzebują. Nie jest wstydem umieć mówić po polsku, nie jest też wstydem mówić obcymi językami z polskim akcentem. Można nawet być z tego dumnym. Tego przekonania potrzebują nasze dzieci po to, aby umiały zrozumieć „mowę serca”.

Maria Golebiewski ,”Gdańska” in Oberhausen