Lemoniada z ukraińskich cytryn

Wojna o Ukrainę, która dzieje się niemalże na naszych oczach spowodowała, że ponad 8 milionów ludzi zostało zmuszonych do pozostawienia swoich domów, przyjaciół, często ukochanych zwierząt, osobistych rzeczy, pamiątek rodzinnych, planów na przyszłość i marzeń…

Ludzie liczeni w milionach to niewyobrażalna ilość. Miliony ludzi, miliony osób, miliony wyjątkowych i niepowtarzalnych jednostek. Każda z nich z bagażem własnych przeżyć, rozstań, smutków i nadziei.

Dziś przedstawię Wam wyjątkową osobę.

Jedną z wielu milionów,

którą los potraktował bardzo surowo.

Jedną z dziesiątek tysięcy osób,

które uciekając przed wojną, trafiły do Niemiec.

Jedną z kilkudziesięciu,

które poznałam i

jedną z kilkorga osób,

z którymi się zaprzyjaźniłam.

Jedną jedyną,

z którą postanowiłam wspólnie pisać artykuły dla Forum Polonicum mimo, że mówimy innymi językami.

W jaki sposób się dogadujemy? O czym rozmawiamy? Jakie podobieństwa i różnice odnajdujemy w naszych ojczystych językach? Jakie podobieństwa i różnice kulturowe dostrzegamy? Czym różnią się powiedzonka i przysłowia w naszych ojczystych językach? O tym będziemy pisali razem w następnych artykułach.

Pozwól, że przedstawię Ci Borysa, który urodził i wychował się w Charkowie. Mieście, na które od pięciu miesięcy skierowane są oczy całego świata.

Pod koniec lat siedemdziesiątych, kiedy przyszedł na świat, Ukraina należała do Związku Radzieckiego. Poza tym ukochany dziadek był Rosjaninem, stąd językiem ojczystym Borysa jest rosyjski i tego nie zmieni polityka. Mimo, że ze względu na sytuację polityczną dziś to bardzo niepopularne i wręcz ryzykowne stanowisko, on Ukrainiec z całego serca, ośmiela się pisać po rosyjsku, choć język ukraiński jest mu również bardzo bliski. Nie zgadzamy się na ogólnoświatowe potępianie dorobku kultury i języka rosyjskiego. O tym innym razem. Wróćmy do Borysa. 

Jeszcze niedawno mieszkał w domku w obwodzie charkowskim. Opiekuje się chorą psychicznie mamą. Wolałby o tym nie wspominać ale dobrze zdaje sobie z tego sprawę, że bez informacji o chorobie mamy, obraz jego życia byłby niepełny. To właśnie dla mamy, postanowił uciekać przed wojną, by nie narażać życia najbliższej mu osoby.

Paradoksalnie być może to on jej zawdzięcza życie, bo fakt, że mama wymaga stałej opieki, był powodem dla którego młody (niewiele pond czterdziestoletni mężczyzna) mógł opuścić Ukrainę. Ten mężczyzna liczy się z tym, że pewnie znajdą się rodacy, którzy potępią jego decyzję. W końcu większość mężczyzn zostało w kraju i z bronią w ręce stają do obrony ojczyzny.

Dla Borysa bezpieczeństwo matki było i jest najważniejsze.

Oboje z mamą są rannymi ptaszkami. 24 lutego 2022 roku o piatej rano ogłosili w radio rozpoczęcie „specjalnej operacji wojskowej” czyli ataku Rosji na Ukrainę. Borys słyszał te wiadomości na żywo i nie dowierzał. Mama zupełnie nie traktowała tych informacji na poważnie.

Nie wiedział, co robić. Przerażenie, niedowierzanie, strach i matka, która za wszelką cenę chciała pozostać w swoim domu. Co robić? Takich decyzji nie podejmuje się z dnia na dzień. Czy można tak po prostu zostawić swoje życie, przyjaciół, dom, psa i kota… ?

W końcu jedna z najtrudniejszych decyzji w życiu Borysa zapadła ale dotarcie do najbliższego dworca kolejowego graniczyło z cudem. Brak pieniędzy w bankomatach, brak benzyny, niebotyczne ceny za taksówkę. Długo nie było możliwości wyjazdu. Kiedy udało się w końcu dostać do dworca w mieście Lozowa, było już tylko gorzej. Eksplozje, spadające z okien i drzwi szkło, nieustannie wyjąca syrena. Ludzie, głównie dzieci i kobiety, stawały lub siadały pod ścianami korytarzy.

Borys zdał sobie sprawę, że ich życie jest tylko w rękach Boga.

Kiedy się ściemniło, syrena ucichła. Ktoś otrzymał pomoc medyczną. Wszyscy czekali na pociąg.

Kolejne miasto – Dniepr, ciągle wyjąca syrena i przepełnione metro. Obraz schorowanej, starej matki śpiącej na podłodze na swoim prochowcu rozdziera serce na samo wspomnienie, a to dopiero początek długiej i męczącej podróży. Kiedy dotarli do polskiego Przemyśla, dostali jedzenie i picie ale i te miejsce było tak bardzo przepełnione, że nie mogli tam zostać. Wyczerpani siedzieli z matką na ławce, bo nie było już nawet możliwości położyć się na ziemi.

Borys nie wiedział co będzie dalej ale w głębi serca czuł, że jest wyjście z tej sytuacji. Kiedy dojrzał ogłoszenie, że za 15 minut będą odjeżdżały pociągi ewakuacyjne do Hannoveru od razu pobiegli z mamą w stronę peronu… Mama ma trudności z chodzeniem więc ten „prawie- bieg” był dla niej ogromnym wyzwaniem.

Ale udało się. W Niemczech czekały na nich wymarzone łóżka z pościelą, ciepły prysznic i jedzenie.

Czekali na nich również ludzie, którzym ich los nie jest obojętny. Jedną z tych osób, jestem ja – Magda, pisząca te słowa.

Mimo wielu pomocnych ludzi, których Borys i mama spotykali na swojej drodze, trudności piętrzą się każdego dnia. Nieznajomość języka, obyczajów, kultury i prawa stawia migrantów w wielu trudnych i nieprzewidywalnych sytuacjach.

W sali gimnastycznej, przerobionej przez Malteser na tymczasowy obóz dla uchodźców Borys z mamą spędzili miesiąc, po czym zostali przekwaterowani do hotelu, w którym wraz z wieloma innymi rodakami mieszkają już ponad 3 miesiące.

Jak będzie dalej nie wiadomo ale wiadomo jedno … że ciąg dalszy nastąpi…

Borys mówi, że kiedy los daje mu cytryny, on zrobi z nich lemoniadę. I robi to – kropelka po kropelce wyciska sok z cytryny każdego dnia. Jedną z tych kropelek jest ten i kolejne nasze wspólne teksty.

Tu chciałabym postawić kropkę ale ponieważ ten artykuł jest eksperymentem, muszę wyjaśnić istotne kwestie.

Dla osób, które nie znają języka rosyjskiego i nie są w stanie przeczytać poniżej zamieszczonego tekstu, napisanego przez Borysa, chcę podkreślić że opowieść, którą właśnie przeczytałaś/przeczytałeś nie jest tłumaczeniem.

Aby przetłumaczyć tekst nie wystarczy aplikacja internetowa, to jest oczywiste. Ba, żeby przetłumaczyć tekst z jednego języka na drugi, trzeba znać doskonale oba języki i kultury, z jakich się wywodzą. Do tego potrzebny jest również kunszt pisarski i wyobraźnia tłumacza.

Nie byłam w stanie przetłumaczyć tekstu, który napisał Borys. Nie jestem w stanie wychwycić tego, co w języku rosyjskim jest wieloznaczne ani też tego, co jest między wierszami…

A może w pewien magiczny sposób zrozumiałam właśnie to, co jest nieuchwytne?

Tego nie wiem ale wiem, że wysłuchanie historii jednego człowieka jest warte podjęcia każdej próby.

Więc może warto postawić czasem na „…pochwałę niezrozumienia”, którą proponuje Olga Tokarczuk w cudownej książce „Czuły narrator”[1]. Pisze o tym, że „Nasza kultura wychowuje nas do rozumienia i w ten sposób daje nam możliwość kontroli świata. Człowiek nierozumiejący pozbawiony jest możliwości kontroli”.

 „Ten dziwny stan umysłu jest w gruncie rzeczy stanem twórczym. Mobilizuje bowiem umysł do wytężonej pracy, każąc mu korzystać z całego kapitału wiedzy, doświadczenia i intuicji, jaki zgromadził przez lata. Tak pobudzona wyobraźnia staje się jednocześnie wielkim pomocnikiem i podstępnym wrogiem”. Być może ten rzeczony stan umysłu daje mnie i Borysowi możliwość porozumienia.

Jak nam wyjdzie nasz eksperyment na ukraińskich cytrynach, okaże się wkrótce…

Magda i борис

  • Magdalena Zamaro

                  kulturoznawczyni i pedagożka teatru

                  Bezpłatne szkolenie o sposobach na tremę: https://magdalenazamaro.com/zapis-na-szkolenie/

                  Podkast o  pedagogice teatru: https://www.spreaker.com/show/teatr-dla-kazdego

                  kontakt@magdalenazamaro.com

  • Borys to pseudonim. Z powodów politycznych nasz nowy redakcyjny kolega nie chce narazie zdradzać o sobie więcej niż to, o czym piszemy.

[1] Olga Tokarczuk, Czuły narrator, Wydawnictwo Literackie 2020