Niesamowita tradycja cechu cieśli

Kilka lat temu dostałam bodajże na imieniny od mojego przyjaciela Johannesa enerdowski film „Der Spur der Steine” nakręcony przez Franka Beyera na podstawie powieści Ericha Neutscha. Jednak XI Plenum Centralnego Komitetu Socjalistycznej Partii Jedności Niemiec, słynne z wprowadzonego zwrotu w polityce kulturalnej NRD doczepiło się wówczas także i tego filmu wstawiając go na listę filmów wyklętych. Powodów było kilka. Po młodzieżowych wystąpieniach jesienią 1965 partia stała się bardziej strachliwa. Ponadto towarzyszom nie podobała się duża otwartość (jak na tamte czasy), z jaką twórcy przedstawili swobodne obyczaje seksualne bohaterów. Obok owych posiłkowych przyczyn istniała jednak jeszcze jedna główna: zaprezentowany obraz, jak partia sprawuje rządy i jakie rozgrywki prowadzi. Po półrocznych debatach wyrok zapadł. Film został zakazany. Publiczność miała zobaczyć go dopiero po 35 latach od tamtych wydarzeń, a ja dzięki mojemu przyjacielowi już po studiach na wydziale germanistyki mogłam zapoznać się lepiej z jednym z filmów, który za sprawą stworzonej wokoł niego atmosfery przeszedł do historii kina byłego NRD.

Było to moje pierwsze zetknięcie z cieślą w wydaniu niemieckim. Akcja filmu toczy się bowiem na wielkiej budowie, gdzie brygadą dowodzi Hannes Balla. Balla i jego ekipa mają gdzieś odgórne przepisy, nie przeszkadza im to jednak w uzyskiwaniu rewelacyjnych rezultatów w pracy. Aby wywiązać się z powierzonych zadań nie raz balansują na granicy prawa. Góra toleruje ich nie zawsze cnotliwe metody ze względu na produktywność i pracowitość całej brygady. Konstelacja zmienia się, gdy na budowie zjawia się sekretarz partii: Werner Horrath. Obydwaj mężczyźni zakochują się w pani inżynier Katii Klee (grana przez polską aktorkę – Krystynę Stypułkowską). Więcej nie zdradzę, zapraszam do obejrzenia filmu, mogę tylko jeszcze nadmienić, że w efekcie miłosnych perturbacji sprawa zostanie postawiona pod osąd zgromadzenia partyjnego.

Poza artystycznymi i kulturalnymi walorami filmu można dzięki niemu zaznajomić się bliżej z niektórymi tradycjami zawodu cieśli. Przede wszystkim widz może zobaczyć, jak wygląda tradycyjny strój cieśli w Niemczech. Składa się on z:

  • czarnego kapelusza o szerokim rondzie
  • białej koszuli ze stójką
  • spodni dzwonów z kieszeniami bocznymi
  • kamizelki z ośmioma guzikami z masy perłowej (symbolizującymi ośmiogodzinny rytm pracy)
  • marynarki z sześcioma guzikami, także z masy perłowej (symbolizującymi sześć dni roboczych w tygodniu) oraz z trzema guzikami na każdym z rękawów jako znak trzech lat nauki i trzech lat wędrówki
  • czarnych lub w innym ciemnym kolorze butów tudzież kozaków
  • coś a’la krawat – na podstawie jego koloru można rozpoznać przynależność do cechu
  • kolczyka (wbitego przy pomocy gwoździa i młotka…) lub znaku cechu
  • kijek „Jasia Wędrowniczka” (wyciosany ze specjalnego drewna, które cieśla przed wędrówką musi sobie sam znaleźć)
  • tobołka zaczepionego na kijku

Zanim jednak cieśla zostanie cieślą w pełni tego słowa znaczeniu musi po zakończeniu nauki wybrać się na tułaczkę, która trwa trzy lata i jeden dzień. Dlatego też tak ważnymi elementami jego stroju jest kijek z tobołkiem. To w nim transportuje potrzebne mu do pracy narzędzia i ewentualnie jakieś rzeczy osobiste. Opuszczając rodzinną miejscowość nie powinien mieć przy sobie więcej niż 5 EUR. W ciągu owych trzech lat wędrówki nie wolno mu zbliżyć się do miejsca swojego pochodzenia na odległość 50 km. Złamanie tej zasady jest równoznaczne z przerwaniem tułaczki, co z kolei oznacza utratę honoru. Wędrówkę można odbywać samemu lub we dwójkę. Podróżować można tylko na piechotę lub autostopem. Wyjątek stanowi zezwolenie na skorzystanie z samolotu, gdy cieśla chce się dostać na inny kontynent. Wędrówkę mogą odbyć tylko osoby, które wcześniej zdały egzamin na czeladnika, są wolnego stanu, bezdzietne i nie mają żadnych finansowych zobowiązań. Wcześniej do zawodu czeladnika, a co za tym idzie do zaszczytu odbycia tułaczki dopuszczano tylko mężczyzn. Obecnie cechy otworzyły swoje podwoje także dla kobiet. I tym sposobem znajomy natknął się ostatnio na kobietę – cieślę podczas wędrówki.

Pewnie to czytacie i wykrzywiacie buzie, po kiego czorta ten cały cyrk. Ano, co by taki cieśla zdobył doświadczenie zawodowe. Podczas wędrówki puka on bowiem do drzwi różnych firm, które mają obowiązek zatrudnić go za wikt i opierunek. Z każdego miejsca, do którego zawitał zbiera odpowiedni stempel w swojej wędrownej książeczce. Stanowią one dowód odbytej przez niego trasy i zdobytego doświadczenia. Bywają jednak okresy, kiedy taki cieśla nie ma pracy, jako że przemieszcza się z jednego miejsca do innego (wędrówka odbywa się bowiem w specjalnym rytmie podzielonym na czas pracy i tułaczki) i wtedy musi liczyć na dobre serce prywatnych osób.

Co jakiś czas natykam się na takich cieśli i zawsze staramy się z mężem ich wesprzeć. Szalenie cenię tych ludzi za to, że zdecydowali się na pielęgnowanie tej niełatwej i niezwykle już starej tradycji (ma ona bowiem na karku już kilka ładnych wieków). I to w XXI w., kiedy to dzień powszedni w jednym z najlepiej sytuowanych państw świata mógłby być dla nich tak łatwy.

Nie mam danych do statystyk cechów, ilu cieśli w ostatnim czasie zdecydowało się na ten krok, muszę się więc posiłkować Wikipedią, co czynię niechętnie, bo lubię opierać się na bardziej sprawdzonych źródłach. W 2010 wzdłuż i wszerz Niemiec miało tułać się niewiele powyżej 450 cieśli. Na całym świecie liczba ich miała wynosić ok. 10.000. Ta typowo niemiecka tradycja została bowiem adaptowana przez niektóre kraje, w tym Danię, przy czym wielu duńskich cieśli przynależy do niemieckich cechów, Szwecję, Norwegię, Francję, a nawet Australię.

Z opisaną przeze mnie tradycją kojarzony jest głównie zawód cieśli, ale także i inne cechy mają podobną zasadę. Czas wędrówki może się w ich przypadku różnić. Nieraz wynosi on tylko dwa lata. Stroje różnią się w zależności od cechu. Kolor czarny jest związany z zawodami związanymi z drewnem, jasne barwy zarezerwowane są dla kamieniarzy, niebieski dla osób pracujących z metalem.

Jeśli zatem właśnie zastanawiacie się nad swoją ścieżką zawodową, to może właśnie podrzuciłam Wam pomysł:) A tak na poważnie, jeśli napotkacie kiedyś osoby ubrane według powyższego opisu i poproszą oni o wsparcie, to rzućcie się im kilkoma euro. A zainteresowanych historią filmu niemieckiego zachęcam do obejrzenia filmu „Der Spur der Steine”.

Zofia Delest

Przewodnicząca wielokulturowego stowarzyszenia Verein für Interkulturelle Projekte V.I.P. e.V. oraz członkini Rady Programowej Domu Kultur w Brunszwiku. Dziennikarka mediów polonijnych, w tym prowadząca audycję „Hallo z Brunszwika” w hanowerskim radio Flora. Założycielka migranckiego teatru zaangażowania społecznego Off Theater Zigarre i koordynatorka wielokulturowych projektów integracyjnych

https://sophiedelest.wordpress.com/

Instagram: @myartsophia