Polak Ukrainiec dwa bratanki… a pomiędzy Niemcy

Pod koniec marca bieżącego roku z wiadomego dla nas wszystkich powodu, przybyło do Niemiec wiele Ukrainek i Ukraińców. Dość szybko zauważyłam, jak bliski jest nam Polakom ten kraj.

Po niemal pół roku wspólnego życia pod pięknym (jak polskie i ukraińskie) niemieckim niebem mamy kilka spostrzeżeń i wniosków.

My czyli ja, Magda – Polka z niemieckimi korzeniami, od 16 lat mieszkająca w Niemczech, sercem lub tak zwaną „jedną nogą” w Polsce. I Borys – Ukrainiec z rosyjskimi korzeniami, od pięciu miesięcy przebywajacy w Niemczech, z rozdartym sercem i wielkim znakiem zapytania jeśli chodzi o przyszłość.

Wbrew pozorom, które stwarzać może informacja o moim pochodzeniu, ja również znalazłam się w Niemczech przypadkowo. To oficjalna wersja, bo ja w przypadki nie wierzę. Chcę przez to powiedzieć, że nigdy nie planowałam przyjazdu do Niemiec. Nigdy też nie chciałam uczyć się  niemieckiego mimo, że to język ojczysty moich dziadków i pierwszy język, jakim posługiwała się moja mama.

Skąd takie podejście u mnie? Cóż, trudno się dziwić, bo jak przystało na dziecko Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej byłam oficjalnym „wrogiem Niemców”. Oczywiście nie dotyczyło to „Tante Hanni”, która przysyłała paczki z ubraniami, miśkami Haribo i gumami kulkowymi i – jak na moje wyobrażenie o wrogim narodzie – była zadziwiająco fajna. Po cichu marzyłam, jak chyba każde dziecko ze Śląska, o wyjeździe do Niemiec, opływaniu w zabawki z katalogu „Otto”, który podarowała nam właśnie Tante Hanni.

I tu zaczyna się wspólny mianownik mój i Borysa, bo jako nieświadome ustroju politycznego dzieciaki lat osiemdziesiątych minionego stulecia, żyliśmy w podobnej rzeczywistości. Ukraińska Socjalistyczna Republika Radziecka jak sama nazwa wskazuje, była (do roku 1991) częścią ZSRR.

W tym samym czasie Polska Rzeczpospolita Ludowa była również państwem niesuwerennym, marionetką w rękach władz radzieckich (do 1991 roku).

Wygląda na to, że nasza rzeczywistość i codzienne życie w otoczeniu wszechobecnej propagandy były podobne. Mundurki i brak indywidualnego podejścia w szkole. Apele i uroczystości z okazji politycznych świąt, których nie rozumieliśmy. Wpajano nam, że lepiej się nie wychylać i nie mieć własnych potrzeb. Pod tym względem wywodzimy się z tego samego świata, co zdecydowanie wpłynęło na nasze dalsze życie.

Nasi niemieccy rówieśnicy (Niemcy Zachodnie) mieli inne dzieciństwo. Dostrzegamy i nieraz zazdrościmy im tej pewności siebie i zdrowego egoizmu, którego my dopiero się uczymy.

Za to nasze doświadczenie dzieciństwa z czasów „szaro-burych” z niedostatkiem w tle (bony na jedzenie w Ukrainie, albo kartki u nas) nauczyły nas kreatywności i sprytu w rozwiązywaniu problemów. Wie ten, kto pakował prezenty w gazety, temperował ołówki nożem, roztapiał cukier w garnuszku i wlewał na zakrętkę od słoika, żeby mieć lizaka  Dziś brakuje nam serdecznych stosunków z sąsiadami, które ja znam z Polski, a Borys z Ukrainy. Niezwykła serdeczność wobec „swoich” i dystans wobec obcych, to również przywieźliśmy w „pakunaczku” swoich doświadczeń. Okazuje się, że Borysa zaskakuje codzienna serdeczność Niemców i zwyczajne „Hallo” na ulicy tak, jak mnie zaskakiwało wiele lat temu.

Kolejnym wspólnym mianownikiem są nasze języki. Nauka potwierdziła już nieraz tezę, że język kształtuje rzeczywistość, a nasze języki słowiańskie brzmią podobnie i przeplatają się od stuleci.

Czy wiesz, że Marysieńka śpiewała Sobieskiemu ukraińskie piosenki? Podobnie jak niańka Juliuszowi Słowackiemu, co miało oczywiście wpływ na jego twórczość, która jest nam „Polom i Polakom” dobrze znana[1].

Podobieństwa zauważamy na co dzień.

Ukraińska i polska spontaniczność jest przeciwieństwiem niemieckiego „Ordnungu”. To nie jest stwierdzenie wartościujące. Niemiecki poukładany świat podoba nam się na swój sposób. My za to ściągamy buty wchodząc do czyjegoś domu i wyznajemy zasadę „Gość w dom, Bóg w dom”.

Zauważyliśmy również naszą wrodzoną zdolność do omijania przepisów (ciiiii nie mów nikomu!) i bunt przeciwko wielu zasadom, których Niemcy z zasady nie łamią. „Ordnung muss sein” kontra „Zasady są po to, by je łamać”.

Na koniec kuchnia.

Tu ogniwem łączącym jestem ja, dziewczyna ze Śląska. Jest mi bliska kuchnia zarówno niemiecka jak i polska, a ta ostatnia jest bardzo zbliżona do ukraińskiej. Ukraińcy też lubują się w potrawach z kaszy i mąki, też jedzą pierogi i też szukają w Niemczech twarogu, takiego gruboziarnistego, jaki my Polacy kupujemy w polskich lub rosyjskich sklepach. 

Oboje z Borysem wspominamy piekarnie z czasów dzieciństwa. On wspomina smak bułeczek „Dnipro”, a ja rozpływam się na myśl o „Studzienkach” – bułeczkach z piekarni w dzielnicy Studzienna w moim mieście, w Raciborzu. Rogalika z makiem też bym zjadła…

Wciąż odkrywamy, jak wiele jeszcze nas łączy.

Jesteśmy symbolicznymi przedstawicielami naszych narodów i chodź brzmi to pompatycznie, tak to postrzegamy. Widzimy, jak wiele Polaków i Ukraińców łączy. Jesteśmy podobni, więc możemy się dobrze rozumieć i tym samym my, Polki i Polacy w Niemczech możemy wziąć Ukrainki i Ukraińców za rękę i wprowadzić ich w nową rzeczywistość. Tu zwyczaje są inne, ale Niemcy też są piękne. To szczęście w nieszczęściu, że możemy dziś wszyscy od siebie się uczyć. Dzięki tej różnorodności świat staje się piękniejszy.

Magda i борис

  • Magdalena Zamaro

                  kulturoznawczyni i pedagożka teatru

                  Bezpłatne szkolenie o sposobach na tremę: https://magdalenazamaro.com/zapis-na-szkolenie/

                  Podkast o  pedagogice teatru: https://www.spreaker.com/show/teatr-dla-kazdego

                  kontakt@magdalenazamaro.com

  • Borys to pseudonim. Z powodów politycznych nasz nowy redakcyjny kolega nie chce póki co zdradzać o sobie więcej niż to, o czym piszemy.

[1] Język ukraiński a polski. Podobieństwa i różnice, czyli jak się dogadać – Historia – polskieradio.pl