Kiedy zaczynam pisać ten tekst w Ukrainie jest Joe Biden. Jego wizyta jest misją „top secret”, tak ścisłą i tak tajną, że aż boję się pisać. Ale to jutro się dopiero zacznie, bo Biden dalej jedzie do Polski, do przyjaciół, do partnerów, do sojuszników. Dobrze mieć przyjaciół i dobrze się odwiedzać, dlatego może wygodnie jest mieć przyjaciół na odległość, pomyślałem.
Z „przyjaciółmi“ (w cudzysłowie) zza przysłowiowej „miedzy“ stosunki często są trudniejsze. Jak to z sąsiadami niby nie chce się ich obserwować, ale trudno wzrok oderwać i nie komentować. Dlatego może przez tą bliskość stosunki polsko-niemieckie osiągnęły obecnie historycznie niski punkt. Tak źle nie było od zakończenia „zimnej wojny”. Jest mizernie!
Z jednej strony Polaków i Niemców wiele łączy, jesteśmy coraz ważniejszymi dla siebie partnerami handlowymi oraz – od niedawna – sojusznikami wojskowymi. Jednak realnie na to patrząc za nic nie potrafimy się zrozumieć. „Co tam sąsiedzie? Wie geht´s?“. I po rozmowie.
Niemcom też jakoś bliżej i bardziej po drodze do Paryża niż do Warszawy, a co gorsza Niemcy i Francuzi coraz bardziej dystansują się od USA, czyli „wielkiego brata” Polski.
Sprawa jest na tyle poważna, że na temat obecnych stosunków polsko-niemieckich książkę napisał Rolf Nickel, który do roku 2020 był ambasadorem Niemiec w Polsce. Książka nosi tytuł „Feinde Fremde Freunde“ czyli „Wrogowie obcy przyjaciele“. Temat sąsiedztwa widocznie chłopa też gnębi, ale do książki powrócimy jeszcze jak przeczytam (już teraz chciałem o książce wspomnieć, może ktoś postanowi przeczytać, a poza tym dobrze w tekście o jakiejś książce wspomnieć, niby że autor tekstu taki mądry i oczytany). Były ambasador tematem jest przejęty tak samo jak setki tysięcy innych ludzi: emigrantów, pracowników transgranicznych, polsko-niemieckich rodzin. Jak obecną sytuację zrozumieć, jak ogarnąć ten chaos polityczno-informacyjny?
Podobno wina leży zawsze gdzieś po środku, w tym przypadku byłby to Szczecin na przykład, ale oprócz paprykarza Szczecinianie niczym w historii nie zawinili. Pozdrawiam w tym miejscu całe Zachodniopomorskie. Sam u Was pomieszkuję, obserwuję i się zastanawiam, dlaczego jest tak źle, skoro jest tak dobrze? Bo przecież więcej Niemców w naszych rejonach było tylko przed 1939 rokiem? Orlen, Biedronka, Żabka, Zigaretten, Tyskie, małpki, bursztyny, Polenmarkt, fryzjer, lekarz, kosmetyczka, kochanka to nieprzerwanie argumenty za odwiedzinami w Polsce. I dobrze!
Ale po roku wojny w Ukrainie coś się jednak zmieniło.
Wszystko to przez – teraz się skupcie bo trudne słowa będą – przez „poważne błędy rządu federalnego” w polityce wobec Rosji w ostatnich latach, przez ignorancję Niemiec w stosunku do ostrzeżeń płynących z Polski, ale i innych krajów. Przez to, że Niemcy stały się silnie uzależnione od rosyjskich dostaw energii i prowadziły „naiwną politykę rosyjską”, która całkowicie nie doceniła „autokratyczno-imperialnego charakteru” Kremla, a tania energia stała się dla Niemiec „nieodpartą pokusą wygody“. Tak przedstawiają to media, ale ogólnie można powiedzieć, że Niemcy szukały przyjaciela od energii, stabilizacji. Znalazły go w Rosji i mówiąc oględnie „rozczarowały się”. Faktem jest, że głosy opamiętania (między innymi z Polski) były przez lata ignorowane przez niemieckie elity polityczne. O to Polska ma żal. Ekspert ds. polityki zagranicznej FDP Alexander Graf Lambsdorff, który latem tego roku zostanie nowym ambasadorem w Moskwie, podsumowuje to w następujący sposób: „Daliśmy naszym partnerom (w tym Polsce) do zrozumienia, że w rzeczywistości histeryzują”.
I co? I teraz „histeryzujemy” wszyscy, teraz nam wolno. Wojna, inflacja, energia. Dobrze, że mamy sąsiadów, więc jakoś łatwiej cierpieć widząc, że innym też nie do końca się powodzi, że strach jest wszechobecny. Prawda sąsiedzie? Ale nawet w strachu się różnimy.
Na Zachodzie jest strach przed eskalacją poprzez wojnę nuklearną, w Europie Środkowej i Wschodniej jest strach przed biernością. Tutaj uważa się, że sytuacja i tak sama się zaogni, niezależnie od tego, czy dostarczymy broń, czy nie. Polska jest największym sojusznikiem Ukrainy politycznie i humanitarnie, więc nie cofnie się w zbrojeniach wojskowych sąsiedniego kraju. W Niemczech nie tylko rząd jest podzielony w tej kwestii, ale całe społeczeństwo.
Kiedy kanclerz Olaf Scholz długo wahał się z decyzją o dostarczeniu czołgów bojowych połowa obywateli niemieckich opowiedziała się w sondażach przeciwko dostawie, a decyzję Kanclerza o dostarczeniu czołgów oceniła za błędną. Wczoraj w Monachium zakończył się Szczyt Bezpieczeństwa, podczas którego około 10.000 osób protestowało przeciwko wojnie. Niemcy chcą pomagać, ale „na tyle, na ile się da“ i na tyle, „na ile można zapobiec eskalacji“, czyli pozostawiają sobie duży margines na interpretację rzeczywistości.
Oto jak my Polacy i Niemcy lub my Niemcy i Polacy się nie rozumiemy. Wiem o czym mówię, bo jak pisał Goethe „dwie we mnie dusze mają mieszkanie“. Nie, nie mam dwóch mieszkań, lecz mieszkam i w Niemczech i w Polsce. A jeśli chodzi o sąsiedzki spór to dochodzi jeszcze krytyka demokracji, praworządności i wolności prasy w Polsce, za którą Warszawa obwinia Berlin. Ponadto budowa elektrowni jądrowej w Polsce, temat zanieczyszczenia rzeki Odry, tunel i terminal kontenerowy w Świnoujściu oraz ogólna niechęć polskich rządzących do Unii Europejskiej – wszak Ursula von der Leyen to Niemka. Żądania Warszawy dotyczące reparacji w wysokości 1,3 bln euro wobec Berlina za szkody poniesione w czasie II wojny światowej można interpretować jako rodzaj „kontrataku”. Polski ambasador w Berlinie Dariusz Pawłos rozumie dotychczasowe odrzucenie sprawy przez Niemcy „nie jako koniec, ale jako początek dyskusji, na końcu której może dojść do kompromisu”. Czyli może jednak są to takie zaloty ze strony Polski, ale z grubej rury, bez owijania i zabawy w dyplomację?
Podsumujmy: między sąsiadami jest obecnie napięta atmosfera, a do jednego z nich przyjeżdża właśnie „wielki brat” z daleka, podczas gdy drugi sąsiad swojego „wielkiego brata” właśnie stracił i szuka pocieszenia we francuskich ramionach. Co to oznacza? Nie wiem do końca, ale na pewno będzie za tym stało dużo propagandy. Tego możemy być pewni, tak jak i tego, że w najbliższym czasie bezpieczeństwo w Europie budowane będzie przeciwko Rosji. Jej zenit będzie też w rocznicę wybuchu wojny. Dla zdrowia życzę Wam ostrożności i umiarkowania we wszelkich poglądach.
Jeszcze taka dygresja o historii.
Osobiście nie mogę oprzeć się wrażeniu, jakbyśmy znaleźli się w Europie sprzed 1989 roku, z tym że środek ciężkości tej Europy przesunął się do Polski. Polska to ówczesne podzielone Niemcy, motor napędowy walki o wolność, Ukraina to ówczesna waleczna i zuchwała Polska. Chciałbym, aby historia ta zakończyła się bez przelewu krwi. Niestety wojna już trwa, a Putin grozi ostatnio przejęciem Białorusi. Mam jednak nadzieję i ufam, że my Polacy i Niemcy lub my Niemcy i Polacy już niedługo i na długie lata będziemy mogli się ze sobą kłócić i nawzajem dręczyć. Bo nawet najgorszy stary sąsiad jest lepszy od sąsiada nowego, nieznanego.
Łukasz Sołtysiak
vel Herr Hamburger