Rower: temat rzeka

Rower jest tak prosty, a zarazem tak skomplikowany.

Zachwycam się nim i odkrywam od wczesnych lat dziecięcych. Niby nic. Każdy przecież zna te dwa koła i pedałka.  Ale czy napewno ? 

Zastanawialiście się nad jego rozwojem przez ostatnie kilkanaście, jak nie kilkadziesiąt lat?

Rodzaje przeznaczenia, sztywny czy amortyzowany, rodzaje przerzutek ,hamulców, wielkość kół czy też ramy. 

W szkole średniej „liznąłem” zaledwie temat metalurgii i na nowo odkryłem materiały i sposoby  ich obróbki, by rama była jak najlżejsza a zarazem wytrzymała –  aż tu nagle pojawił się karbon i znów się porobiło…

Na temat rowerów znajdziecie w sieci mnóstwo informacji i nie wszystkie muszą was interesować. Warto jednak trochę poczytać przed wyborem, by nie dać wpuścić się w maliny.

Szczególnie teraz, przy wrastających cenach paliw warto zamienić cztery kółka na dwa.

Wiadomo, że przy wyborze często kierujemy się ceną. Niejednokrotnie nawet nie zdając sobie sprawy, co jeszcze ma wpływ na podjęcie naszej decyzji.

Kiedyś pracowałem jako sprzedawca-serwisant i wiecie jaka jest moja ulubiona opowieść z tamtych lat? Był to bodajże rok 2001 i z dnia na dzień pojawiła się nowa marka rowerów w sklepie. Dosyć niszowa ale wszystkim nam dobrze znana forma – składak.

Szkopuł w tym, że przedstawiciel marki przygotował bonus dla każdego sprzedawcy, za każdy sprzedany rower tej marki. Naturalnie im droższy model, tym większy zarobek.

Najtańszy był ze stali, kosztował około 200 euro, był ciężki i niepraktyczny. Najdroższy model kosztował 1200 euro. Leciutki, składany do fajnej torby, która była w zestawie i można go było zabrać wszędzie ze sobą, bez dodatkowych opłat.

Co w tej historii zabawnego i dziwnego? 

To, że po jakimś miesiącu właściciel sklepu „wpadł” do nas i zapytał jak to się dzieje, że nie sprzedają się inne markowe rowery tylko te składaki. Powód był oczywiście prosty – bonus dla sprzedawcy.

Dziś kiedy wchodzę do sklepu, od razu wiem z kim mam do czynienia. Czy jest to osoba, która zna się na rzeczy czy też wczorajszy sprzedawca paliw ze stacji benzynowej, który nagle zmienił branżę. Przede wszystkim nie dam sobie sprzedać roweru tylko dlatego, że ma fajny kolor, niską cenę albo super amortyzację, która jest ciężka i zbędna w dojeździe do pracy . 

Jakiego roweru potrzebuję?

To jest pytanie, które powinniśmy sobie postawić przed zakupem, zarówno nowego czy też używanego, roweru.

Celowo wspominam o używanych, bo można zaoszczędzić i kupić naprawdę fajny rower z drugiej ręki. Jest to również ekologiczne rozwiązanie, bo został on już wyprodukowany i nie trzeba do jego stworzenia dodatkowej energii. Może trzeba będzie wymienić opony czy też łańcuch ale na pewno będzie to warte zachodu i zostanie nam trochę więcej w portfelu.

Kiedy byłem mały dostałem rower po wujku, bo on z niego wyrósł. Była to kolarzówka, a ja – wówczas siedmiolatek-  byłem nią zachwycony.

Nieważne, że nie miała przerzutek ale to była kolarzówka.

W sklepie harcerskim kupowaliśmy z dziadkiem części zamienne i naprawialiśmy ją razem.

To były lata osiemdziesiąte, całe osiedle mi go zazdrościło, do momentu aż z niego wyrosłem. Kilka lat później dostałem od mamy włoski rower górski i to było coś! Można nim było bez problemu wyskoczyć w teren.

I co z tego, że bez amortyzacji ale znów byłem kimś na podwórku.

Następnie już za własne pierwsze samodzielnie zarobione pieniądze kupiłem prawdziwy rower górski z amortyzatorem. Wtedy myślałem, że rowery aluminiowe są lekkie (12,5 -13 kg)

Ten na zdjęciu za mną jest karbonbowy i waży niecałe 9 kilo  i to jeden z trzech karbonowych, które posiadam (najlżejszy ma niecałe 7 kilo).

To historia związana z polonijnym klubem sportowym w Hanowerze. Żaden z chłopaków nie jeździł na rowerze górskim więc żeby móc jeździć z nimi, kupiłem pierwszy prawdziwy rower szosowy i tak zaczęło się moje kolekcjonowanie, budowanie od zera niepowtarzalnych modeli.

Karbonowe rowery nie są tak sztywne jak aluminiowe, a każdy dodatkowy gram na trasie jest odczuwalny – szczególnie kiedy podjeżdżamy na wysokość 2000 metrów npm.

Po terenie płaskim nie ma większego znaczenia (dla amatora) czy jedziesz na ośmio czy też dziesięcio kilogramowym sprzęcie. W tym wypadku ważna jest komfortowa pozycja na rowerze. 

Jestem wielkim fanem miejskich rowerów z Niderlandów. Nawet na starej Gazeli, Batavusie czy Sparcie jeździ się po prostu wygodnie. Mam wtedy wrażenie, jakbym siedział na sofie z dwoma kołami. To jest powód, dla którego napomknąłem o używanych rowerach. Te miejskie rowery jest ciężko przebić pod każdym względem. One są przez Holendrów od lat dopracowywane, przez co są genialnie komfortowe.

To czego nie polecam, to zakup roweru karbonowego z drugiej ręki. Rama może być pęknięta, czego nie widać często na pierwszy rzut oka, a jazda na takim rowerze może być niezbezpieczna bo rama może się złamać podczas jazdy.

W następnym artykule podpowiem Wam jak dobrać rower do swoich indywidualnych potrzeb, bo i tu można popełnić wiele niepotrzebnych błędów.

Rower ma nam sprawiać przyjemność, a nie spędzać sen z powiek. 

Rafal Zamaro  

Instagram: rafal_zamaro