Od kilku tygodni w klasie mojego syna jest nowy uczeń. Bogdan z Ukrainy. Kilka dni temu, kiedy pytałam syna jak radzi sobie w szkole ten chłopiec, mój jedenastolatek z wielką dumą powiedział, że nowy kolega jest super i szybko nauczył się niemieckiego. Trochę się zdziwiłam, bo kilka tygodni to nawet dla zdolnego dzieciaka zbyt krótki czas, aby dobrze mówić w nowym języku. No bo jak?. Po zadaniu kolejnych pytań było już jasne. Bogdan umie się już przedstawić, mówi „danke” i „guten morgen”, przepisuje dzielnie niemieckie słówka do zeszytu i…gra w piłkę z chłopakami. To wystarcza aby wzbudzić szacunek i podziw swojego kolegi, mojego syna.
Drugi przykład z ostatniego czasu. Poznałam w pracy kobietę. Po krótkiej wymianie zdań okazało się, że urodziła się w Polsce. Ucieszyłam się, że jest ktoś z kim mogę porozmwiać po polsku i od razu zaczęłam mówić do niej w tym języku. Moja rozmówczyni zrobiła zakłopotaną minę i powiedziała, że słabo mówi po polsku, bo wyjechała z kraju jako małe dziecko, a w domu mówią tylko po niemiecku. Mnie to oczywiście zupełnie nie przeszkadzało i zachcęcałam ją do dalszej rozmowy. Po krótkiej chwili niepewności, moja nowa koleżanka zaczęła mówić po polsku. Mówiła bardzo dobrze. Czasem tylko brakowało jej jakiegoś słowa ale zdania budowała poprawne gramatycznie, a ja nie musiałam dobierać prostych słów aby mnie zrozumiała.
Kiedy zaczynałam pracę jako pedagożka teatru znałam średnio niemiecki. Mimo, że moi zleceniodawcy uważali, że moja znajomość języka jest wystarczająco dobra (o czym świadczył fakt, że dostawałam nowe projekty, które zawsze udawało mi się ukończyć z sukcesem), to ja stresowałam się przed każdymi zajęciami czy podołam, czy zrozumiem i czy nie wyjdę na głupią, gdy popełnię błąd gramatyczny.
Nie daj Bóg żeby ktoś zapytał jak długo jestem w Niemczech, bo przecież po sześciu, siedmiu, a potem nawet ośmiu latach, to już naprawdę wstyd mówić tak jak ja… Inne pedagożki mówiły przecież lepiej. Inne pedagożki były Niemkami.
Oczywiście dla kolegi po fachu, który jest kilka lat dłużej ode mnie w Niemczech, miałam pełne zrozumienie. On moim miał „to coś”, fajnie się go słuchało, a błędy które popełniał miały w sobie coś wyjątkowego i sprawiały, że ten mężczyzna był wyjątowy. No ale on to co innego niż ja. Zupełnie inny przypadek … (mam nadzieje Droga Czytelniczko/Drogi Czytelniku, że czytasz między wierszami, rób to śmiało). Każdego dnia podejmowałam kreatywną pracę z ludźmi, opartą głównie na komunikacji, a wciąż uważałam, że moja znajomość języka niemieckiego jest słaba. To sprawiało, że nie czułam się dobrze. Nie czułam się u siebie. Nie mogłam być sobą.
Minęło wiele lat. Zmieniłam się ja i zmieniłam podejście do nauki języków. Dowodem na to jest historia, która przydarzyła mi się właśnie dziś.
Obiecalam pewnej nastolatce w zeszłym tygodniu, że jej dam „przejechać się” na moim rowerze. Ponieważ ona nie zna niemieckiego, próbowałam wytłumaczyć jej po polsku (co się w przypadku osób z Ukrainy często udaje), że przyjechałam dziś autem do pracy ale jutro przyjadę znowu rowerem i będzie mogła na nim pojeździć. Nawet moje zdolności aktorskie nie pomogły. Nie rozumiała. Bez zastanowienia zatem skleciłam niby-zdanie:
Ja (pokazuję na siebie palcem), sjewodnia maszyna (pokazuję jakbym kręciła kierownicą), zaftra wielocipet. Panimajesz?
Uśmiech Maszy. Da. Ja panimaju odpowiedziała. Jest!!! Dogadałyśmy się. Kto czyta ten tekst i zna rosyjski, uśmieje się po pachy jak mój mąż, kiedy opowiadałam mu z przejęciem, jak dobrze mówię po rosyjsku. On uświadomił mi, że te słowa nawet inaczej się wymawia. Ale Masza zrozumiała. Nie śmiała się ze mnie, tylko była zadowolona, że się dogadałyśmy, a ja jestem bardzo dumna z mojego pierwszego „zdania” w języku rosyjskim.
Takich historii mam wiele. Mogę opowiadać je bez końca. Każdy emigrant/ każda emigrantka odnajdzie się w którejś z nich. W moim przypadku bardzo długo trwało zanim zrozumiałam, że obcokrajowiec ma prawo nie znać wszystkich słów, ma też prawo popełniać błedy. Tak samo jak każdy popełnia je w swoim języku ojczystym. Czy my mówimy bezbłędnie po polsku? No nie. Zdaję sobie sprawę, że popełniam błedy w języku polskim, więc dlaczego wymagałam od siebie perfekcyjności w języku niemieckim? Tego nie wiem. Po wielu latach pozwoliłam sobie na popełnianie błedów … i w tym momencie rozwiązał mi się język. Jestem głęboko przekonana, że najważniejsza jest komunikacja z drugim człowiekiem, a komunikacja to nie tylko język. Komunikacja to także uśmiech, mowa ciała, spojrzenie w oczy. Czasem są to elementy pantomimy, mimka, naśladowanie dźwięków, a przede wszystkim otwartość na drugiego człowieka i otwarość na siebie samego. Takiej otwartości życzę każdemu, bo to najlepszy z możliwych punktów wyjścia w nauce języków obcych.
Magdalena Zamaro